niedziela, 18 sierpnia 2013

Tak się wszystko zaczęło, czyli "Idziemy na Giewont" [17/08/2013]


Jest popołudnie. 16 sierpnia.  Ni z tego ni z owego syn, Maciek zadaje mi pytanie.
- "Tata pojedziemy w Tatry?"

Myśląc, że to pytanie-blef odpowiadam:
- "Oczywiście, choćby jutro".

Na co słyszę Jego odpowiedź
- "OK, super. Założyłem się z kolegami, że wejdę na Giewont"

W ten to oto sposób zostałem postawiony przed faktem dokonanym, czyli wycieczką na Giewont. Jako, że pora była zacna szybko skoczyłem do sklepu, zaopatrzyłem nas w prowiant, przygotowałem plan podróży i około 21 potwierdziłem gotowość do wyjazdu.

Plan był prosty. O 4 rano jedziemy do Zakopanego, zatrzymujemy się w Kuźnicach na parkingu i wyruszamy w trasę na Giewont przez Polanę Kondratową.

Jak powiedziałem tak też i zrobiliśmy.

Życie oczywiście zmodyfikowało nasze zamiary i wyszła nam trasa:


Trasa:
  1. Kuźnice (1010 m) >> >>  Polana Kalatówki (1198 m)
  2. Polana Kalatówki (1198 m) >> >> Polana Kondratowa (1333 m)
  3. Polana Kondratowa (1333 m) >> >> Przełęcz Kondracka (1723 m)
  4. Przełęcz Kondracka (1723 m) >> >> Giewont (1909 m)
  5. Giewont (1909 m) >> >> Przełęcz Kondracka (1723 m)
  6. Przełęcz Kondracka (1723 m) >> >> Kopa Kondracka (2005 m)
  7. Kopa Kondracka (2005 m) >> >> Kasprowy Wierch (1985 m)
  8. Kasprowy Wierch (1985 m) >> kolejką >> Kuźnice (1010 m)

Warunki pogodowe:
  • Temperatura około 10C do 20C
  • zachmurzenie: brak
  • bez opadów
  • bezwietrznie

17 sierpnia pobudka o około 3:00 nad ranem. Błyskawiczne śniadanie i wyjazd. Spodziewając się korków na trasie z Krakowa decydujemy się na trasę przez Czarny Dunajec z pominięciem zakopianki.
Do Zakopanego dojeżdżamy około 7:30. Znajdujemy parking płatny z wliczonym w cenie busikiem pod kolejkę. Jest super. Około 8 jesteśmy już pod dolną stacją kolejki linowej na Kasprowy Wierch. Udało się nam wymigać ze znienawidzonego przez nas chodzenia po asfalcie czy chodniku.

Czyli około 8:10 zaczynamy naszą faktyczną wycieczkę wyruszając szlakiem niebieskim w kierunku Giewontu....

Po niecałych 30 minutach dochodzimy do Polany Kalatówki, płacąc oczywiście po drodze bilet za wejście to TPN.

Schronisko na Polanie Kalatówki
























Idąc wschodnim krańcem polany mijamy po drodze schronisko. Idziemy dalej, dla nas to jeszcze zbyt wcześnie na odpoczynek. Po paru minutach wchodzimy znów do lasu. Maszerujemy szeroką na mniej więcej 1,5m drogą wyłożoną kamieniami. Ot taka kolejna ceprostrada....

Szlak od Kalatówek na Polanę Kondratową

Około 9 wychodzimy z lasu na Polanę Kondratową, z której powoli otwieraja się przed nami widoki na Kasprowy Wierch, Czerwone Wierchy i oczywiście Giewont.

Dochodzimy do Polany Kondratowej
Schronisko na Polanie Kondratowej

Idziemy dalej Kondratową Doliną aż dochodzimy do schroniska. tutaj robimy sobie mniej więcej pół godziny odpoczynku. Zajadamy się czekoladą ....

Schronisko na Polanie Kondratowej w pełnej krasie

... i czytamy drogowskazy informujące nas, między innymi, że do Giewontu mamy około 2 godzin marszu.

Drogowskazy przy schronisku.

Uspokojeni tym faktem ruszamy w dalsza drogę. Nieco później możemy pierwszy raz zobaczyć krzyż na Giewoncie. Na razie jeszcze malutki  i bardzo odległy, ale zawsze...

W oddali pojawił się słynny krzyż na Giewoncie

Po lewej stronie od krzyża widać już Przełęcz Kondracką, na której planujemy kolejny, krótki odpoczynek, przed atakiem na szczyt Giewontu.
Trzeba bowiem pamiętać, że nadal zgodnie z planem Giewont to hipotetyczny kres naszej wspinaczki.

Przełęcz Kondracka

Idziemy więc z synem dalej rozkoszując się piękną pogodą oraz widokami.

Kasprowy Wierch

W pewnym momencie decyduję się zrobić zdjęcie Kasprowego.  Nie przeczuwałem jeszcze wtedy, że już za kilka godzin na nim zawitam. O 10:25 wchodzimy na Przełęcz Kondracką.

Pamiątkowe zdjęcie "zdobywcy" Przełęczy Kondrackiej: Maćka
Stąd idziemy....
A tam zmierzamy....

Po kilku minutach wytchnienia ruszamy dalej na Giewont pamiętając oczywiście o dokumentacji fotograficznej "dla potomnych" :-)

W drodze na Giewont. W tle Czerwone Wierchy.
Kolejka na Giewont.....

O 11:25 jesteśmy na szczycie. Podziwiamy piękne widoki, nie zapominając oczywiście o obowiązkowym poinformowaniu rodziny o naszym sukcesie....

Telefon do .. mamy (?) .....
Panorama Czerwonych Wierchów z Giewontu
Panorama zakopanego z Giewontu

Po około 20 minutach zaczynamy zejście ze szczytu. Podobnie jak wejście jest ono dla ułatwienia zaopatrzone w łańcuchy. Trzymając się łańcuchów, gęsiego schodzimy w dół.
Oczywiście na niektórych odcinkach, dla bezpieczeństwa, schodzimy tyłem co dość zabawnie wygląda z dołu, gdyż sprawia wrażenie jakbyśmy wszyscy wchodzili dopiero na szczyt...

Wbrew pozorom to jest zdjęcie z zejścia z Giewontu -:)
Nadal schodzimy....
Rzut okiem na Kopę Kondracką
I znów na dole..

Około 12:20 kończy się nasza przygoda z Giewontem. Zbyt wcześnie by wracać do domu i zbyt późno by...... no właśnie. Wcale nie jest zbyt późno. Wspólnie stwierdzamy, że szkoda wracać już do domu, tym bardziej, że Maciek nalega aby zdobyć jakiegoś dwutysięcznika. Prawdę mówiąc i mnie się do powrotu jeszcze nie spieszy. W końcu w Tatrach latem nie byłem już od wielu lat.
Decyzja może być więc tylko jedna. Idziemy dalej na Kopę i na Kasprowy.
Na Kasprowym zastanowimy się:  zjazd kolejką lub zejście.

Kierunek Kopa Kondracka...

Ruszamy więc w dalszą drogę podziwiając widoki i oczywiście pytając od czasu do czasu w duchu "....gdzie ta Kopa", gdyż za każdym szczytem pojawia się kolejny...wyższy od poprzedniego. Na pewno znacie to uczucie. Podobne jest podchodząc na Babią Górę czerwonym szlakiem od Krowiarek.

Podejściu na Kopę Kondracką nie ma końca.....
Za nami dość daleko został Giewont.
...a do Kopy nadal daleko....
Suche Czuby

W końcu około 13:20 zdobywamy Kopę. Maciek właśnie zdobył swojego pierwszego dwutysięcznika. Gratulacje !!!

Duma aż rozpiera, ale zmęczenie też już daje się we znaki
Małołączniak. Cel na 2014.

Zadowoleni z dotychczasowego przebiegu wycieczki ruszamy w dalszą drogę na Kasprowy Wierch mijając po drodze wszelakiej maści "czuby"...Suche, Goryczkowe i inne :-)

któraś z tych trzech to nasza ścieżka...:-)
Hala Kondratowa i schronisko na niej.
Gdzie by nie spojrzeć, Giewont zawsze się pojawi:-)
"Czuby" ze Świnicą w tle...
i znów "czuby"
Polodowcowa dolina U-kształtna (Ticha Dolina?)

Po drodze mijamy przepięknie wyprofilowana U-kształtną dolinę polodowcową. Nie jestem pewny jej nazwy ale wydaje mi się, że jest to Ticha Dolina widziana z podejścia na  Goryczkową Czubę (tak mi to wynika z mapy).


Chwilę później, na południowym wschodzie widzimy w pełnej okazałości przepiękny kar lodowcowy. Tutaj niestety się poddałem. Nie potrafiłem odnaleźć jego nazwy. Ktokolwiek wie jak się on nazywa proszę o pomoc.

Kar lodowcowy
Świnica, niestety nie jest ona celem naszej dzisiejszej wycieczki.

Obserwując wszystkie powyższe twory geologiczne maszerujemy dalej. Czas niestety ucieka. Ani się obejrzeliśmy a zrobiła się 15:15.
Kasprowy wprawdzie już widać jak na dłoni, ale jeszcze nie jest w zasięgu ręki, co widać na poniższym zdjęciu.

Kasprowy tuż tuż, ale jednak jeszcze daleko...

Przyspieszamy więc kroku. W dobrych humorach dochodzimy do ostatniej prostej.

Ostatnia prosta.......

Tutaj znienacka dopada nas podstępny "kryzys". Ta ostatnia prosta okazała się "najdłuższą" prostą jaką mieliśmy do pokonania tego dnia. Dość powiedzieć, że wkroczyliśmy na nią o 15:25 a na szczyt Kasprowego Wierchu weszliśmy o ...........15:55.
Przejście tego krótkiego odcinka zajęło nam 30 minut, ale zmęczenie dawało się nam już naprawdę mocno we znaki.

Za to na szczycie poczuliśmy radość, ulgę i ...odpoczęliśmy.

Maciek - Zdobywca.

W ramach odpoczynku wykonałem kilka fotek Świnicy i panoram z Kasprowego.





W wyniku głosowania na drogą powrotną do Kuźnic zdecydowaliśmy się wybrać wersję "dla leniwych", czyli zjechaliśmy na dół kolejką. Oczywiście dokonaliśmy tego wyczynu po odstaniu "swojego" w kolejce do kolejki (niestety nie przewidziano opcji: Zmęczonych turystów obsługujemy poza kolejnością).
W końcu się nam udało i łapiemy się na któryś tam z kolei kurs powrotny.
Zadowoleni zjeżdżamy na dół. Teraz pozostał nam już tylko powrót do samochodu (busik był tylko od parkingu pod kolejkę, bez drogi powrotnej) i oczywiście podróż samochodem do domu.

Wracamy do domu zmęczeni ale szczęśliwi.

Wycieczka ta miała kolosalny wpływ na turystykę w naszej rodzinie. Otóż Tatry tak bardzo spodobały się Maćkowi, że od razu podczas powrotu zapytał "kiedy znów jedziemy w Tatry". Ponadto za Jego przykładem poszły córki i również zaczęły chodzić po górach. na razie wprawdzie po Beskidach ale postępy są widoczne... 

Oczywiście 3 tygodnie później we dwóch wróciliśmy w Tatry, w międzyczasie wraz z córkami zdobywając Babia Górę.

Szczegóły wycieczki: szlaki.net.pl